Content on this page requires a newer version of Adobe Flash Player.

Get Adobe Flash player

 

WYWIAD POETY Z POETKĄ

BF: Agnieszko, znamy się od dawna i prawdę mówiąc zaobserwowałem, że coraz lepiej komponujesz się z tym wszystkim, o czym piszesz. Polubiłem Twoją poezję, a nawet jej multimedialny przekaz. Zrozumiałem, dlaczego czasami szukasz obrazu obok tańca słowem.

BF: Zacznijmy jednak od początku, tzn. od momentu, kiedy przenosisz się z rodzicami na Żoliborz.

AW-W: Kiedy miałam 5 lat, na dobre zamieszkaliśmy w Warszawie, mój ojciec był już wtedy na stałe związany z Teatrem Wielkim. Wiadomo było, że dalszy rozwój jego artystycznej kariery będzie miał swoje źródło w repertuarze Opery Narodowej. Ja zupełnie nieświadomie, a moja mama raczej niechętnie opuściłyśmy Kraków. Najpierw zamieszkaliśmy w mieszkaniu służbowym Teatru Wielkiego, a potem już, jak widać, na wiele lat na Żoliborzu; dla mojej mamy – na zawsze.

BF: A jak to było, kiedy dorastałaś tu? Szkoła, przyjaciele, pierwsza miłość...

AW-W: Z czasem wrastałam tutaj coraz bardziej. Myślą, emocją, pamięcią. Tu zakochałam się po raz pierwszy, żegnałam dziewictwo, tu także wychowywałam moją córkę, która w naszym ogródku na starym Żoliborzu stawiała pierwsze, zadziwiająco pewne kroki i budowała kruche bardziej niż szkło - zamki z piasku.

BF: Wiem, że dużo pisałaś o ptakach nad Żoliborzem, pamiętam świetnie dedykowany Jerzemu Pilchowi wiersz, w którym obiecywać miałaś odwagę, że zatrzymasz dla niego ptaki nad Warszawą, te, które zimą lecą o zmierzchu do lasku Bielańskiego, „lecą spać, lecą umierać”. Co skłaniało Cię, aby z uporem wznosić oczy ku niebu?

AW-W: Odpowiem Ci wierszem...

Mam talent do szczęścia,
Łatwiej mi tańczyć, niż z powątpiewaniem kiwać głową
Wolę oczy wznosić ku niebu
Niż błądzić wzrokiem po ziemi
Choć ktoś apetyt ma na moje cierpienie
-nie –do –zaspokojenia
Jego wilczy głód nieustannie dopomina się swego

BF: Żoliborz jest najmniejszą dzielnicą Warszawy, jak przekłada się to na żoliborską codzienność?

AW-W: (śmiech) odpowiem poetycko...
Żoliborskie wilki swoje ścieżki znają na pamięć, na powiewy wiatru, na centymetry.
Wiem, gdzie ich szukać. Przemierzają uliczki i place, najczęściej same, choć niesamotne na co dzień.

Antoni Libera, wybitny tłumacz, spotykany często na biesiadowaniu w miejscu, gdzie wszystko w tonacji mol się zamyka.

Andrzej Majewski, wielki malarz, wspaniały scenograf, przemyka się ze schorowanym na płuca szczurem do pobliskiej lecznicy, by dać mu możliwość odetchnięcia pełną piersią, bywa że po raz ostatni.

Mój ojciec namawia uparcie, aby „wracać do Sorento” i czyste dźwięki wydobywając z dobrze zapowiadających się młodych tenorów, stroi ich głosy i serca, tak jak czynią to mistrzowscy stroiciele.

Borisa Kudličkę i Jana Kobuszewskiego spotyka się co i raz. Także wiele innych, wspaniałych, dobrze znanych wilków pojawia się ciągle w naszej okolicy.

BF: Kto przewodzi tej watasze?

AW-W: To dobra myśl ich prowadzi.

BF: Czy są miejsca, które żoliborzanie lubią szczególnie?

AW-W: Na pewno kilka restauracyjek, urokliwie kameralnych, często niełatwych do znalezienia.

(Pizzeria Spotkanie, Blikle, Żywiciel, Mandaryn, Amikus, Dziki Ryż, ta na Felińskiego – nie znam nazwy) Przybywa ich ciągle, całe szczęście. Są tu potrzebne.

BF: A masz swoją ulubioną?

AW-W: Myślę, że ta w Amikusie, bo żyją we mnie jeszcze sentymenty związane z tym miejscem.

BF: Święte?

AW-W: Dalekie od świętości

BF: Plac Wilsona to...

AW-W: ...bez wątpienia serce Żoliborza i zejście do czeluści metra, gdzie uroda, luksus, jakość i niejaskrawa elegancja. Jedno tylko przerażające w obrazie tym o europejskim obliczu.

BF: Mianowicie?

AW-W: Bezimienne groby zamiast ławek, zawsze zimne i wrogie podróżnym.

BF: Skąd to skojarzenie?

AW-W: Od pierwszego na nie spojrzenia i niedowierzania.

BF: A wracając do poezji jeszcze na chwilę. Czemu? I czemu o boksie?

AW-W: Temu, że tańczyć słowem uwielbiam, a o boksie, bo tam dwa testosterony zuchwałe smagają się nieskrycie. Tam na ringu ogrom emocji, agresji, bólu przed i po starciu. Lęk w samotnej rozgrzewce, także niema bezradność. Tam w wysokie „C” celują emocje i tak w nas rezonują.

BF: A skąd pomysł podróżowania do Włoch? Czego szukasz pośród uliczek i balkonów, zdobnych, ale i udręczonych czasem?

A: Szukam pamięci, gorących nocy, konfiguracji zmiennych, gdy noc staje się dniem, a dzień zmęczeniem. Upałów, co rozum odbierają i słońca, które jest tam królem. Świata śnieżnobiałych koszul i złotych adidasów, bransoletek figaro, południowej niefrasobliwości i tamtejszego poczucia czasu.

BF: To czemu właśnie tam powstał cykl wierszy o ruinie i czemu nazywasz ją swoją siostrą?

AW-W: Dziwi mnie to, ale znacznie bardziej nie dziwi. Ruina to jednak moja siostra!

BF: Czym można uwieść Italię?

AW-W: Miłością do niej.

BW: Czym można uwieść Żoliborz?

AW-W: Tym samym

Zima 2010