Content on this page requires a newer version of Adobe Flash Player.

Get Adobe Flash player

 

Inspiracja
   Wiersze Agnieszki Węgrzyn-Więch są bardzo, bardzo osobiste. W tym przypadku znaczy to, że dotykają sfer intymnych i niełatwych do odsłaniania nawet w formie zwierzeń poetyckich. Drążą to, co osobiste, aż do bólu wystawianego publiczności. To pierwsza myśl, jaka uderza, jaka się jawi zaraz po zapoznaniu z tekstami. Ale jest też druga myśl, w takiej sytuacji naturalna. O motywację artystycznego ekshibicjonizmu i uwodzenia nim czy też zwierzenia bliższego spowiedzi. Na to pytanie warto poszukać odpowiedzi, jeśli czytelnik zechciałby podjąć taki wysiłek.

   Obcowanie z tą poezją to jak towarzyszenie poetce w wieczornej toalecie – kobieta stoi przed lustrem i zdejmuje kolejne warstwy ubrania, zmywa makijaż i pokazuje nam to, co zostało. Demakijaż jako przeciwieństwo kreacji. Tak autorka ukazuje czytelnikowi stopniowo swoje małe demony, dręczące ją wątpliwości, rozterki, nałogi i lęki, z jakimi się zmaga, swoją prawdziwą skórę, jej florę i faunę.

   Postać wyłaniająca się z tej poezji to człowiek prowadzony przez zmysły, by nie powiedzieć zniewolony przez nie. Właściwie jestem pewny – zniewolony. Smakowanie, patrzenie, słuchanie, odczuwanie bólu i uniesień miłosnych to formy życia postaci spotykanej w wierszach. Zmysłowe odbieranie świata dostarcza najszerszej gamy odczuć. Tu każdy dzwięk może być zbyt ostry, smak zbyt gorzki ("Lustro"). Tu wszystko jest wyostrzone jak nóż, rani lub rozczula równie dotkliwie. Bolesne i dojmujące może być wszystko, zarówno tęsknota, jak i jej brak, co boli nie mniej. Zniewoleniu temu towarzyszy jednak świadomość, że zmysły mogą wprowadzić w błąd. Podmiot na poziomie umysłu nie ufa im i nie oczekuje od nich pomocy w nazywaniu siebie.

   Obok zmysłowości podmiotu pojawia się także wątek popędliwości i żywiołu, który przychodzi, nie wiadomo skąd, ogarnia osobę, wymyka się ona sama sobie spod własnej kontroli. Zaburzenie postrzegania rzeczywistości jest tego stanu naturalną konsekwencją. Podmiotowi towarzyszy poczucie osamotnienia i nieprzystosowania ("Tango tańczone samotnie na drutach wysokiego napięcia", "Ratuj się sama"). Dynamizm działania sił w osobie porównany jest do tańca. Osoba nad nim nie panuje. Mimo tego w tym stanie jest jej dobrze, chociaż widzi swoją nieadekwatność w relacjach ze światem. Ta postawa jest rodzajem szaleństwa, konsekwentnie jednak wybieranego. Mimo że to nieznana siła włada osobą, ona tej sile aktem swojej woli się poddaje, nie podejmuje walki.

   Wiele miejsca w wierszach zajmują zwroty: "sama", "solo", "samotna". Tęsknota za miłością i drugim człowiekiem to jeden wektor tych wierszy. Ale jest i drugi – ten skierowany ku sobie. Kiedy podmiot liryczny kamerę wrażliwości kieruje na siebie, jesteśmy zadziwieni, że tak smutno, niedelikatnie, a czasem wręcz okrutnie traktuje swoją osobę ("Autoagresja"). To niesłuszne i niekonsekwentne, gdy zdaje sobie jednocześnie sprawę z własnej kruchości – mógłby samemu sobie okazać nieco więcej ciepła i czułości. Dlaczego tego nie czyni? Czy traktuje siebie tak, jak inni to robią? Rodzi to w czytelniku więcej współczucia dla podmiotu, niż on sam sobie zapewnia. Boli to brutalne, agresywne traktowane samej siebie przez osobę, o której czytamy. Czasem można odnieść wrażenie, że my, stojąc z boku, widzimy niezwykłą delikatność podmiotu, a on sam o tej wiotkości zapomina. Irytujące jest, że sam robi sobie taką krzywdę. Te dwa wymiary siebie uwidaczniają się w wierszach bardzo często (np. "Pokłociłam się z sobą o siebie"). Wydaje się, że ten zadawany sobie gwałt wynika z pragnienia autodefinicji, autoekspresji ("Czuję się dziwnie"), przy czym jednocześnie potrzeba ta z jakiegoś powodu nie może zostać zaspokojona. Trud, wysiłek, jaki podmiot podejmuje, jest jałowy, kończy się frustracją, a w naturalnej konsekwencji autoagresją. Warto też właśnie w tym miejscu zauważyć, że potwierdzenie siebie przez podmiot nie odbywa się w kontakcie ze sobą. On poszukuje tożsamości, ale własnych odpowiedzi na swój temat nie chce słuchać, nie dowierza im. Nie wchodzi w relacje z przedmiotami/osobami nieaktywnymi, obojętnie odzwierciedlającymi rzeczywistość – są bezużyteczne, jeśli nie dają wskazówek. Ponadto on jest kimś, kto pragnie marzyć i wznosić się ponad codzienność, szuka podobnych sobie, którzy potrafią fantazjować, spotkanie z osobami o postawie przeciwnej podlega przewrotnej ocenie: "wolę partaczy jednak" ("Podcinacz skrzydeł"). Przyznaje przy tym szczerze do bólu, że nie jest łatwo przyjmować prawdę o sobie, ta wymaga pokory: "z ciemnicy tej tylko jedne drzwi/ale niskie/żeby wyjść musisz głowę pochylić". Dodaje, że prawdę tę można odrzucić, to dwa różne światy, ale też możliwości. Tylko jedna zaś jest autentyczna. Tę podmiot wybiera i wzywa niepokorną siebie do podążania właściwą drogą.

   W poezji Agnieszki Węgrzyn-Więch pojawia się również wątek codzienności. Jawi się ona jako trud, przyczyna nieustannego zmagania. Podmiot zwraca uwagę czytelnika na ciężar, jaki w sobie dźwiga. Ciężar ten jest elementem osobowości wpisanym w naturę podmiotu. Jest ugruntowany doświadczeniami, ale też naturalną konsekwencją bycia człowiekiem – nazwany wprost bólem istnienia. Podmiot kontroluje utrapienia jak nauczyciel listę obecności, ma jednak przy tym świadomość, że nie może wyrzucić ich z klasy. Są elementami jego istnienia ze stuprocentową frekwencją ("Połykam gorzką tabletkę"). Codzienność ma jednak także właściwość organizującą osobę wewnętrznie. Jedynie w tej rzeczywistości – codziennego zmagania – nie towarzyszy podmiotowi postawa ucieczki ("Przemawiam do Ciebie"). Codzienność jest tą siłą, która trzyma go w ryzach, która nie poddaje się jego emocjom i zmiennym stanom. Jest cierpliwa i akceptuje podmiot w każdym wariancie, w każdej odsłonie. Ma swoją dynamikę, cykliczność, nic nie zapowiada jej unicestwienia. Jest sferą, dzięki której podmiot może nazwać sam siebie – stawia się w opozycji do nieśmiertelnej codzienności.

   Mimo tego przytłoczenia rutyną osoba mówiąca ma plany wobec siebie, umieszcza je w czasie teraźniejszym ("Na co liczę dziś"). Dostrzega potrzebę zmian, nie chce się im opierać, odbiera je pozytywnie, życzeniowo, marzy wręcz o nich. Marzenia i plany łączą się jednak z niepewnością przyszłości, ta zaś wywołuje lęk – "że nie zdążę". Świadomość przemijania i kruchości, tajemnica przyszłości osłabia ich moc. Nie sprawia to jednak, że decyzja o pracy nad sobą przekładana jest na później, odsuwana na dalszy plan. Świadczyć może o tym pełen autorefleksji dwuwiersz "Tak trudno", który łączy się z wątkiem dotyczącym pokory ("Pokłóciłam się z sobą o siebie"). Bliskość i prostota wydają się w tym jednym przykładzie największym zadaniem i trudem. Najbardziej wymagającą formacją siebie.

   Pojawia się w wielu wierszach motyw ucieczki jako odpowiedzi na każdy trud zmagania. Czy to rozumie się rzeczywistość, czy też nie. Czy chce się ją poznawać i rozumieć, czy też wybiera się drogę łatwiejszą – wycofania. Ucieczka jako reakcja na każdą propozycję, jako wpisany w naturę podmiotu wyuczony mechanizm działania. Nie nabyty neurotyzm, ale znów – rys osobowości.

   W interesujący sposób przedstawia poetka koncepcję czasu. Wspomniana wcześniej codzienność jest uporządkowaniem, w które wpisane jest cierpienie ("Znam cenę"). "Każda rzecz ma swój czas" – przeczytamy w księdze Koheleta, "wszystko w swoim czasie" – słyszymy powiedzenie. Z obserwacji i dzielenia się podmiotu wynika, że sprawy zorganizowane i przeprowadzone w stosownym dla nich czasie mogą jednak skutkować udręką. Samo ich domknięcie nie daje szczęścia. W stosownym czasie zachodzą zmiany, łączą się żywioły, plany przeradzają się w rzeczywistość. Mimo to jednak realizacja tego grafiku działań nie jest wolna od napięć, sprzeczek, wybuchów. W doskonałym rozkładzie dnia nie wychodzi dialog, nie ma efektywnej komunikacji, chociaż porządek, jaki ten plan ukazuje, powinien ten dialog gwarantować. Ogólny ład nie przekłada się na relacje międzyludzkie, powoduje zmęczenie i wypalenie. Nie wytłumaczy się tego dzieciom, najbardziej wrażliwym obserwatorom. Może to w tym czasie porządku i ładu rodzą się degeneraci. Wielką dojrzałością wyróżnia się tekst "Znam cenę". "Spotkały się dwa wektory przeciwne" – wydaje się, że to prosta metafora – tu jednak znajduje swoje doskonałe miejsce, jest znakomicie wpleciona! Zwrot podmiotu: "Znam cenę tego" – wskazuje na autobiograficzne wątki. Zbyt śmiałe wyznania w tej konwencji związane są często z ryzykiem posądzenia o kicz i autokreację. W tym wierszu genialnie udało się autorce tego uniknąć!

   Tworząc poezję, można zwrócić na siebie uwagę nowymi konceptami, na tym często polega nowatorstwo twórcy. Ale nie sposób jednocześnie uniknąć symboli starych – wrośniętych w tradycję poetycką. Autorce udaje się, nie uciekając od klasycznych porównań, przedstawić je indywidualnie. Efekty tego zabiegu możemy podziwiać w wierszu "Bez tytułu". Znów spotykamy się tu z autorefleksją podmiotu. Odczuwa on ciężar, jakim jest jego wizerunek w oczach innych, nazywa go "klatką pozłacaną". Widzi i czuje rozdźwięk pomiędzy tą wizją a rzeczywistością, nie jest jednak w stanie tego przezwyciężyć, nie ma wyjścia, choć istnieje wola zmiany. Każdy ruch jest komiczny, tylko pogarsza sytuację podmiotu. Nie zmniejsza przy tym głodu prawdy o sobie. Kto może ją przedstawić? Do kogo się zwrócić w tej sprawie? Mnożące się pytania pozostają bez odpowiedzi.

   Osoba mówiąca w wierszach jest także celnym obserwatorem świata zewnętrznego, społecznego ("On idzie"). W sposób daleko empatyczny potrafi objąć myślenie, zdefiniować odczucia osób, które przedstawia, a które pozostają w polu jej zmysłowych radarów. Nazwałbym ją bez wahania impresjonistą poetyckim – zatrzymuje bowiem wybraną, wypreparowaną sytuację i dogłębnie ją analizuje. Zgrabnie przy tym żongluje skojarzeniami i słowami. Ten talent objawia się w wierszach "Ławica", "Kto". Drugi z nich flirtuje wręcz z nurtem poezji lingwistycznej – efektywny element zaskoczenia i refleksji wyrażony w zabawie językowej – odmiana myśli przez przypadki. Autorka ma łatwość tworzenia takich lekkich wierszy, w krótkich formach, wręcz aforystycznie poetyckich. Szkoda, że jest ich tak mało, według mnie są lepsze od tych dłuższych i obszerniejszych. Czasem w dojmującej tematyce, ciężkich emocjach, jakie opisuje, gubi swój dar ujmowania spraw w postaci gier słownych, lekkości, polotu. A gdy się tak dzieje, to wielka strata! Bo talent autorki istnieje, jest faktem i łatwiej dochodzi do głosu w tekstach lapidarnych, strzałach poetyckich. "Tak trudno", "Rozumiem", "Ławica" – oto tylko niektóre przykłady przebłysków jej pięknych myśli, skojarzeń słownych, nieprzegadanych, nieprzeciążonych.

   Nie przypadły mi natomiast do gustu wulgaryzmy i potoczne słowa typu "laska". W poezji w ogóle nie rażą mnie one szczególnie, jednak w tym przypadku wydaje mi się, że autorka nie potrafi jeszcze używać ich tak, by były naturalne, nierażące, równorzędne z innymi słowami i nie wyglądały sztucznie. Ma jeszcze czas, by tę kwestię wypracować i wierzę, że jej się to uda.

   Pisze o alkoholu ("Wódki credo") i lekach ("Połykam gorzką tabletkę"), ukazując podmiot, który doświadcza bycia w świecie niosącym ból i zna techniki radzenia sobie z nim. Pozostaje jednocześnie krytyczny wobec tych sposobów, ale nie umie się przed nimi obronić. Objawia się tu jego słabość i różnorodne uzależnienia, nawet jeśli są to uzależnienia emocjonalne. Wydaje się, że do głosu dochodzi świadomość, iż doraźne środki nie zapewnią wyjścia z kryzysowej sytuacji, nie rozwiążą żadnego z problemów, nie ukoją żadnego z egzystencjalnych zmagań. To w takim razie co może pomóc? I tu autorka staje przed ścianą bezsilności, nie umie odnaleźć innych, a przecież dostępnych jej świadomości i wrażliwości, narzędzi. Jest jakby spętana irracjonalnym ograniczeniem.

   Autorka potrafi zafascynować czytelnika poetyckim opisem świata kryminalnego ("On idzie", "Czas zza krat", "Recydywa") i takiż światek szemrany ("Łańcuch złoty") ją samą pociąga. Nie czuję się na siłach, by te sytuacje rozważać... Ale myślę, że warto odszukać klucz do ich zrozumienia. Życie w jej poezji niejednokrotnie przedstawiane jest jako ring, pole walki. Walka jako droga, którą należy przebyć, towarzysząca jej samotność, w każdej z tych rzeczywistości – bez względu na to, kim jest przeciwnik, w jakich okolicznościach pojedynek się rozgrywa. Bez szansy zmian. Podmiot wykazuje się tu wysokim poziomem empatii. Obserwacji zmagania boksera towarzyszy refleksja indywidualna i ogólnoludzka – samotności w starciu, przed, po, bólu, którego z nikim nie można podzielić, ale też którego nikomu nie można ulżyć, oszczędzić.

   Impresjonistka poetycka, jak nazwałem wyżej poetkę, jest również wrażliwa na problem starości i przemijania. Dostrzega proces współbycia, współtrwania człowieka wpisanego w rzeczywistość, która się zmienia i dąży do śmierci. Ukazuje w poezji pragnienie porozumienia między tymi dwoma płaszczyznami – ludzką i czaso-przestrzenną ("Spacer jesienią na działkach"). Przemijaniu i unicestwieniu podlegają także zwierzęta i przedmioty, starość wszystkim jest równa, każdy element rzeczywistości ma swoją opowiedzianą lub nie historię. Od wszystkich jednak starość jest silniejsza. Obserwacja zawsze zakończona jest oceną podmiotu lirycznego. W wierszu "Starość wobec starości" to on zajmuje się opowiadaniem, wydobywaniem, prognozowaniem. Nic nie wskazuje na to, że sam jest przedstawicielem trzeciego wieku, tym bardziej zatem uwydatnia się w tym tekście jego empatyczna natura.

   Przykładem innej "impresji z podróży" jest wiersz "Gołębie na rynku w Krakowie". Dla podmiotu lirycznego są odzwierciedleniem dusz ludzkich – wszyscy się ich spodziewali, choć nikt nie zapraszał, miłe dla oczu, ale zachłanne na pokarm, życie. Gotowe do odejścia, zmiany miejsca, ale przywiązane do powrotów do źródła pożywienia.

   Obserwacja i refleksja towarzyszy także rzeczom i przedmiotom prostym, pochodzącym – można by powiedzieć – ze sfery profanum, z codzienności. W wielu z nich podmiot odnajduje duszę, łączy je z symbolami. Przykładowo niewinność zidentyfikowana jest z suszącą się bielizną, pierwotne skojarzenie niewinności odwołuje się do bieli, czystości i zapachu. Jest to w odbiorze obserwatora coś rzadkiego, "nie z tej ziemi". "A jednak z tej..." – dodaje. Podmiot nie spodziewał się takiego spotkania, być może utracił wiarę w jego możliwość, nie szukał niewinności, która na tym świecie wydaje się nie mieć już miejsca. Ale symbolicznie się pojawia.

   Ta wrażliwość i empatia podmiotu na elementy rzeczywistości widoczna jest w wielu wierszach, przeżywa on jako utrapienie wszelką niesłuszność i niesprawiedliwość, jaką dostrzega na świecie. Co ciekawe, obserwuje "nieszczęśników", ale siebie do nich nie zalicza. Cierpi z powodu marnotrwawstwa, ale też braku realizacji słusznych idei. Daje sobie prawo sądów i wyroków, ale nie potępieńczych, raczej współczujących. Ubolewa nad zmarnowanymi szansami i wyciekającym potencjałem ludzkości, który nigdy nie zostanie lub nie został właściwie skanalizowany ("Nad czym płaczesz? – zapytał"). Istotne sprawy znajduje w prostych przedmiotach i zjawiskach codziennego dnia.

   I ostatnią ważną płaszczyzną poezji Agnieszki Węgrzyn-Więch, o której chciałbym tu napisać, są relacje damsko-męskie. W wielu wierszach najczęściej podszyte strachem. Brak ufności wobec rzeczywistości daje się zauważyć niemalże na każdym kroku – kłamać może człowiek ("Łóżko"), kłamać mogą rzeczy ("Lustro"), zmysły. Piękny jest natomiast podmiot w miłości – autonomiczny. Jeśli bowiem miłość – to całkowita, bezwarunkowa ("Nerka")! Przepiękny jest jedyny (!) erotyk ("do a. @ w odpowiedzi na czułość"). Nie mogło w nim zabraknąć pierwiastka złego ("zatracenie"), ale tak się go mimo to wspaniale odbiera! Tak cieszy czytelnika, że podmiot liryczny w końcu dopuścił do siebie falę uczucia, poddał się jej, dał się jej ogarnąć! "Po raz pierwszy w życiu nie próbuję się jej sprzeciwiać" – jaka to ulga... Miłość zmysłowa, erotyzm, choć ukazana jest jako fala powodziowa, która narasta, przechodząc, nie niszczy jednak otoczenia – wszystkiego wokół, ale powoduje zamęt w samej osobie, która doświadcza namiętności. Podmiot liryczny ma świadomość swojego opętania zmysłami, zgadza się jednak na ten stan, przyjmuje go. Obserwuje go otoczenie, na swój sposób troszczy się o niego. Są to jednak doświadczenia, których nie da się dzielić z innymi. Obserwujący "pozostają na brzegu". I my, którzy towarzyszymy podmiotowi, a sami prawdopodobnie znamy ten stan namiętności, widząc przemiany, jakich on doświadcza, i zmagania, z którymi usiłuje się uporać od wierszy kilkunastu (kilkudziesięciu), uspokajamy się, że w końcu uciszył nerwy, zaprzestał szarpaniny – dał się wreszcie ponieść fali uczuć. Bez względu na konsekwencje. I chociaż odbieramy niezwykłą moc tej fali, wyraża się ona w słowach ciepłych – delikatność, czułość, drżenie. Wiara w podmiot i jego zdolność do przeżywania szczęścia na nowo wstępuje w czytelnika.

   W wierszu "Pęka katamaran" dostrzec można pewną filozofię relacji, współbycia. Oto pewne wzloty, działania, wydarzenia możliwe są tylko w kontakcie, w spotkaniu dwóch osób. Chociaż same z siebie dwa istnienia są niezależne – oddzielnie nie potrafią tego wykonać, nie potrafią "wzbić się do lotu ponad fale". Podmiot jest dynamicznym żywiołem, dostrzega to w opozycji do innej osoby, w związku z nią, w relacji ("Mam talent do szczęścia"). Druga osoba jest lustrem, siłą, która sprowadza na ziemię, zakorzenia w rzeczywistości. Dla podmiotu jest to cierpienie – woli marzyć i fantazjować, niż mocno trzymać się codzienności, wydarzeń realnych. Połączenie to jest jednak twórcze, dynamiczne, iskrzy w tej relacji z powodu diametralnej różnicy obu osób.

   W wierszach pojawiają się również wątki męskie, męskie "ślady" ("Łańcuch srebrny"). W gadżetach, które podmiot obserwuje, widzi męskie atrybuty, łączy je z siłą, dominacją, męską naturą. Tego typu obserwacji towarzyszy jednak tylko i wyłącznie analityczna, racjonalna refleksja. W tym wypadku sfera uczuć pozostaje jakby wyłączona. Dominacja zastępuje symbolizm, wolne skojarzenia, które mogłyby wywoływać emocje.

   Pomocna w definiowaniu bycia razem, blisko, znów okazuje się sytuacja ringu i walki. Obserwacja takiego zmagania wzbudza czułość i namiętność, pragnienie bliskości, zjednoczenia. Budzi podziw, ale i niezrozumienie decyzji – wchodzenia w cierpienie. Ponad tą warstwą umysłową pojawia się jednak sfera uczuć, pragnienie ich wzajemności. Podmiot jest gotowy podjąć ryzyko, które łączy się nierozerwalnie z odrzuceniem. A zatem też decyduje się wejść w cierpienie! Pojawia się mimo wszystko moment wahania. Toczy się w podmiocie wewnętrzna walka o decyzję, choć czytelnik odczuwa, jak bardzo osoba mówiąca tęsknić może za miłosną syntezą.

   Interesujące refleksje dotyczą wątków związanych z rozmową. W wierszu "Dialog" widzimy, jak pęknięcie między dwojgiem ludzi ma swoje konsekwencje w komunikacji. Fizyczna obecność, bliskość nie gwarantuje porozumienia, to żywioły stanowią o przytomności duszy, chęci bycia i dzielenia wrażeń, emocji. Jeśli nie ma takich pragnień, przedmioty i wydarzenia, w których druga osoba bierze udział, są porzucane, lekceważone "Żadnej konstrukcji/neurotyczna nieobecność". Dla podmiotu to codzienny trud zmagania o bliskość komunikacyjną i psychiczną. Oby zawsze kończył się efektywnie.



      Bogusław Falicki
Usta męskie
Usta męskie

Usta męskie częściej alkoholem niż łzami zwilżone

Usta nikotynowe
Usta wojny wypowiadające
Usta co rozkoszy nie skąpią
Usta dla których warto niejedno poświecić
Usta namiętne
   Ale też i
Usta grymasem zniekształcone
Usta wysyczanej nienawiści świadkowie
Usta jęku rozkoszy sprawcy

   Usta wierne
      Usta wiarołomne
         Wydęte i dumne
            Usta skromne
               Bywa jednak że
                     Żadne

Kwiecień 2005
Chór
Chór

Ten niemy pachnący dymem chór
Jakby zastygły w wysokim c
Boleśnie zsynchronizowany
Konsumowany na zimno
      niewinny
Chór poziomy
Nigdy
Pionowy

Lipiec 2005
ChórChór
Bokser wagi sława
BOKSER WAGI SŁAWA

Skoczny to gepard
   Szybki jak flesz
      Nieobliczalny tak jak mgła
         piękny
            samczy
               dziki

Czyj – pytam
   zwierz ten przecudny?

      Niczyj?

On ich
   Tłumów tych
      Dla nich walczy
         Zwycięża
            Życiem szasta
               Krwawi jak łania
                  Dla nich słabością się słania
                     Dla sławy
                        Kasy
                           Dla najpiękniejszej laski

Przyglądam się jego powolnej męce
w jedenastu rundach
Podziwiam odporność ciała
hart ducha
Nie mogę oczu od niego oderwać
choć przerażeniem mnie napawa
Nie rozumiem tej walki detalicznie
choć widzę,
kiedy walczy lewa
kiedy ręka prawa

Kochać tę zbolałość muszę
potrafię
Ale czy zbolałość ta pokocha mnie

            bezboleśnie

Sierpień 2005
Bokser Bokser Bokser Bokser Bokser
Nad czym płaczesz? – zapytał
NAD CZYM PŁACZESZ? - ZAPYTAŁ

Nad nikomu niepotrzebną ruiną
nad nadbudową, co jej nigdy nie było
nad pars pro toto
nad tym, co nijakością skażone
            choć w kolorystyce strzelnicy
nad niecierpliwością, co gubiła nawet rozumnych
nad nieszczęśnikami pośród których siebie nie widzę
nad tymi bez rozpoznania gdzie, co i dlaczego
nad tymi splątanymi lękiem faktów, powiązań dat,
godzin, cyfr i kolejności
nad czasem zmarnowanym świadomie
nad fleszem satysfakcji
nad rekonstrukcją tego, co nigdy nie było zbudowane, a
już w ruinę się obraca
nad tymi, co ich nikt nie wspomina
nad tymi także, co nie mają czego pamiętać
nad dziećmi, co im skrzydła podcięto zanim nauczyły się
je rozpościerać
nad tymi, co przed fałszywymi bogami klękają
a kartą z rękawa chcą wygrać grand prix
nad niekochanym akwarium zaciemnionym
nad tymi, co urodzili się starzy
i nad starymi, dla których jest już za późno

Lipiec 2008
Ruina Ruina Ruina Ruina Ruina Ruina
Amore
AMORE

Widzę rękę starości
na ciele twoim przecudnym, amore
Nie pasuje tu w takim kontekście
źle się komponuje
Szkoda, że to moja ręka
niekończąca się radosna udręka

Wrzesień 2005
Amore Amore